ACTA – jak to właściwie wygląda

Pewnie mało kogo, kto w miarę regularnie śledzi co dzieje się w sieci, ominęła dyskusja o ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement), międzynarodowej umowie dotyczącej przeciwdziałania naruszeniom własności intelektualnej, do której ma przystąpić także i Polska. Jak to często w tego rodzaju przypadkach bywa, sam tekst umowy okazał się słabo dostępny; owszem, materiałów promujących ten czy inny punkt widzenia na ową umowę było pod dostatkiem, przyznam jednak że wolałem osobiście zapoznać się z tekstem. Kilka dni temu stało się to możliwe, i tak coś, co miało być skrótową opinią na temat nowego prawa zamieniło się dosyć długi tekst; być może takie spojrzenie na ów akt będzie dla kogoś przydatne.

Przed przejściem do dalszej części pragnę zaznaczyć, że niniejsza notka omawia umowę ACTA jedynie w zakresie, w jakim dotyczy ona prawa autorskiego. Równie ważną jej częścią są postanowienia poświęcone ochronie uprawnień z zakresu własności przemysłowej. Biorąc jednak pod uwagę, że prawo własności przemysłowej jest mi całkowicie obce, jak również że – z oczywistych względów – zainteresowany jestem przede wszystkim tym, jak owa umowa wpłynie na funkcjonowanie mediów w sieci, w notce poruszę tylko tematykę związaną z prawem autorskim.

Z tego co jest mi wiadome, istotne kontrowersje dotyczące ACTA związane są z postanowieniami dotyczącymi obowiązku ujawniania tożsamości osób podejrzewanych o naruszenie prawa autorskiego, jak również obowiązku ujawnienia informacji o samych naruszeniach. Kwestie te uregulowane są w art. 11 i art. 27 ust. 4 umowy; niżej omówię pierwszy z nich.

Bez uszczerbku dla przepisów prawa Strony dotyczących przywilejów, ochrony poufności źródeł informacji lub przetwarzania danych osobowych, każda Strona przewiduje w cywilnych postępowaniach sądowych dotyczących dochodzenia i egzekwowania praw własności intelektualnej możliwość nakazania przez jej organy sądowe sprawcy naruszenia lub osobie, którą podejrzewa się o naruszenie, na uzasadniony wniosek posiadacza praw. przekazania posiadaczowi praw lub organom sądowym, przynajmniej dla celów zgromadzenia dowodów, stosownych informacji, zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, będących w posiadaniu lub pod kontrolą sprawcy naruszenia lub osoby, którą podejrzewa się o naruszenie. Informacje takie mogą obejmować informacje dotyczące dowolnej osoby zaangażowanej w jakikolwiek aspekt naruszenia lub podejrzewanego naruszenia oraz dotyczące środków produkcji lub kanałów dystrybucji towarów lub usług stanowiących naruszenie lub co do których zachodzi podejrzenie naruszenia, w tym informacje umożliwiające identyfikację osób trzecich, co do których istnieje podejrzenie, że są zaangażowane w produkcję i dystrybucję takich towarów lub usług, oraz identyfikację kanałów dystrybucji tych towarów lub usług.

Uwagę zwraca niezwykle szerokie określenie kręgu osób, co do których posiadacz praw może żądać udzielenia informacji. Cytując – „dowolnej osoby zaangażowanej w jakikolwiek aspekt naruszenia lub podejrzewanego naruszenia oraz dotyczące środków produkcji lub kanałów dystrybucji towarów lub usług stanowiących naruszenie lub co do których zachodzi podejrzenie naruszenia” – z praktycznego punktu widzenia sformułowanie takie nie różni się zbytnio od „każdej osoby”. Ujawnienie danych na podstawie wyłącznie podejrzeń (bez uprawdopodobnienia zasadności żądania, co dotychczas było podstawą do podjęcia działań przez wymiar sprawiedliwości) to istotna zmiana zmieniająca sposób, w jaki dochodzić będą swych roszczeń osoby których prawa mogły zostać naruszone. Dotychczas przed podjęciem jakichkolwiek działań o charakterze prawnym niezbędne było znalezienie chociaż cienia dowodu, chociaż wskazania prawdopodobieństwa, że dana osoba narusza prawo. ACTA odwraca sytuację – umożliwienie zebrania dowodów może stać się pierwszą czynnością, na którą zezwoli sąd w ewentualnym postępowaniu. Można zgodzić się, że ujawnienie pewnych informacji byłoby bardzo korzystne dla posiadacza praw. Niemniej jednak, w ten sposób naruszona została bardzo istotna zasada braku obowiązku dostarczania dowodów na swoją niekorzyść (obecnie w procesie cywilnym sąd może negatywnie ocenić nie przedstawienie przez stronę pewnych dowodów, nie może jednak wymusić przedstawienia dowodu). Tego rodzaju nierównowagi stron nie sposób zapobiec – w sytuacji, gdy jedna strona będzie miała obowiązek, a druga uprawnienie dostarczania dowodów, równości stron nie sposób przywrócić.

Z kolei w sekcji piątej, poświęconej dochodzeniu i egzekwowaniu praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym, mamy bardzo interesujący art. 27 ust. 4:

4. Strona może, zgodnie ze swoimi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, przewidzieć możliwość wydania przez swoje właściwe organy dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, co do którego istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia, jeśli ten posiadacz praw zgłosił w sposób wystarczający pod względem prawnym żądanie dotyczące naruszenia praw związanych ze znakami towarowymi, praw autorskich lub praw pokrewnych i informacje te mają służyć do celów ochrony lub dochodzenia i egzekwowania tych praw. Procedury są stosowane w sposób, który pozwala uniknąć tworzenia barier dla zgodnej z prawem działalności, w tym handlu elektronicznego, oraz zgodnie z prawem Strony, przy zachowaniu podstawowych zasad, takich jak wolność słowa, prawo do sprawiedliwego procesu i prywatności.

Przypuszczam że właśnie ów artykuł jest podstawą pojawiających się pogłosek, jakoby zgodnie z ACTA dostawcy usług internetowych mieli obowiązek śledzenia swych klientów. Tu trzeba podkreślić, że postanowienie ACTA ma charakter warunkowy („strona może…”) i na tyle ogólny, że ocenie w zasadzie powinien podlegać ewentualny przepis krajowy wprowadzający je w życie. Wedle mojej wiedzy, obecnie dostawcy raczej nie przechowują tego rodzaju informacji. Możliwe jest wprowadzenie tego postanowienia w formie, nakazującej jednocześnie dostawcom zbieranie informacji o klientach – ale to już tylko przypuszczenie i jeden z możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji.

Jedną z najważniejszych części ACTA, oprócz przepisów karnych, jest art. 12 – środki tymczasowe. Będące odpowiednikiem zabezpieczenia roszczenia w polskiej procedurze cywilnej, ich zadaniem jest szybkie i skuteczne zapobieganie naruszeniom prawa autorskiego już na samym początku procesu. Samo założenie jest słuszne, i występuje także we współczesnym polskim prawodawstwie. Można jednak mieć wątpliwości, czy sposób w jakim owe środki tymczasowe zostały wprowadzone w ACTA jest właściwy. Spójrzmy na art. 12 ust. 2 i 3:

2. Każda Strona przyznaje swoim organom sądowym prawo zastosowania środków tymczasowych bez wysłuchania drugiej strony, w stosownych przypadkach, w szczególności, gdy jakakolwiek zwłoka może spowodować dla posiadacza praw szkodę nie do naprawienia lub gdy istnieje możliwe do wykazania niebezpieczeństwo, że dowody zostaną zniszczone. W przypadku postępowania prowadzonego bez wysłuchania drugiej strony, każda Strona przyznaje swoim organom sądowym prawo do podejmowania natychmiastowego działania w odpowiedzi na wniosek o zastosowanie środków tymczasowych i do podejmowania decyzji bez zbytniej zwłoki.

3. Przynajmniej w przypadkach naruszeń praw autorskich lub praw pokrewnych oraz podrabiania znaków towarowych każda Strona przewiduje w cywilnych postępowaniach sadowych możliwość nakazania przez jej organy sądowe konfiskaty lub innego rodzaju przejęcia kontroli nad podejrzanymi towarami oraz nad materiałami i narzędziami związanymi z naruszeniem oraz, przynajmniej w przypadku podrabiania znaków towarowych, nad dowodami w postaci dokumentów, oryginałów lub kopii, związanych z naruszeniem.

Porównując je z obecnie stosowanymi środkami w postępowaniu zabezpieczającym, opisane wyżej środki tymczasowe należy ocenić jako bardzo skuteczne, zapewniające niemalże zaspokojenie roszczenia na etapie rozpoczęcia procesu, i – o ile zostaną przez uprawnionego właściwie wykorzystane – dające solidną, rzeczywistą gwarancję zaprzestania naruszenia. Z drugiej strony jednak, tak silne środki tymczasowe wymagają zrównoważenia przez odpowiednie uprawnienia dla osób pozwanych. I rzeczywiście, mogłoby się wydawać, że art. 12 ust. 4 i 5 wprowadzają przeciwwagę dla opisanych wyżej uprawnień posiadacza praw autorskich, zapewniając rekompensatę dla osoby, przeciwko której zastosowano środek tymczasowy:

4. Każda Strona przyznaje swoim organom prawo do wymagania od wnioskodawcy żądającego zastosowania środków tymczasowych, aby dostarczył wszelkie możliwe do pozyskania dowody, aby organy te mogły przekonać się w wystarczającym stopniu, że prawo wnioskodawcy zostało naruszone lub że istnieje groźba takiego naruszenia, a także prawo do nakazania wniesienia kaucji lub przedstawienia innego równoważnego zabezpieczenia wystarczającego dla ochrony osoby, przeciwko której skierowany jest wniosek, i zapobieżenia nadużyciu. Taka kaucja lub równoważne zabezpieczenie nie mogą nadmiernie zniechęcać do korzystania z procedur dotyczących takich środków tymczasowych.

5. W przypadku uchylenia lub wygaśnięcia środków tymczasowych na skutek działania lub zaniechania wnioskodawcy, lub w przypadku późniejszego ustalenia, że naruszenie prawa własności intelektualnej nie miało miejsca, organy sądowe mają prawo nakazać wnioskodawcy, na wniosek osoby, przeciwko której skierowany był wniosek, aby zapłacił tej osobie odpowiednią rekompensatę z tytułu wszelkich szkód spowodowanych przez te środki.

Takie postanowienia są korzystne dla osób pozwanych, jednak nie równoważą w pełni środków, jakimi dysponuje osoba dochodząca prawa. Środek tymczasowy w ujęciu ACTA zmierza wprost do zaspokojenia roszczenia wnioskodawcy (poprzez faktyczne przejęcie kontroli nad urządzeniami związanymi z naruszeniami). Prawa osoby dochodzącej roszczenia mogą więc zostać zabezpieczone natychmiast, bezzwłocznie i pełny sposób. Osoba, wobec której stosowano środek tymczasowy, może natomiast swoje uprawnienia wykorzystać dopiero po zaprzestaniu stosowania środka, przy czym może jedynie żądać naprawienia szkody. Z praktyki wiem, że ustalenie szkody jest w takich przypadkach problematyczne; o ile można ustalić wysokość utraconych wpływów z reklam, to pośrednia szkoda powstała na skutek np. odpływu użytkowników z zamkniętej strony internetowej, utraty kontaktów handlowych, konieczności zwolnienia pracowników itp. jest nie do zmierzenia. Tu właśnie widać nierówność: osoba wobec której stosowano środek tymczasowy, może jedynie starać się zmniejszać swe straty. Nie sposób nie zauważyć, ze w polskich realiach w których czas trwania procesu cywilnego to około półtora roku, zamknięcie strony internetowej czy też przedsiębiorstwa na taki okres jest w zasadzie równoznaczne z jego likwidacją. Wreszcie, tak rozbudowane i skuteczne środki tymczasowe skutkują faktycznym przeniesieniem ciężaru procesu z powoda na pozwanego („nie chcesz żeby ci zamknęli firmę? to lepiej dla własnego dobra szybko wykaż, że nie naruszyłeś prawa”).

W dyskusjach dotyczących ACTY można niekiedy spotkać argument, że umowa ta wymierzona jest przede wszystkim w poważne piractwo, typowo komercyjne. Ale zobaczmy, w jaki sposób sformułowany został bardzo ważny art. 23 ust. tejże umowy, dotyczący postępowań karnych:

Każda Strona przewiduje przepisy dotyczące postępowań karnych i sankcji, które są stosowane przynajmniej w przypadkach umyślnego podrabiania znaku towarowego lub piractwa praw autorskich lub praw pokrewnych na skalę handlową. Na użytek niniejszej sekcji działania na skalę handlową obejmują przynajmniej działania prowadzone jako działalność handlowa w celu osiągnięcia bezpośredniej lub pośredniej korzyści ekonomicznej lub handlowej.

„Na użytek niniejszej sekcji działania na skalę handlową obejmują przynajmniej działania prowadzone jako działalność handlowa w celu osiągnięcia bezpośredniej lub pośredniej korzyści ekonomicznej lub handlowej.” – praktycznie rzecz biorąc, każda działalność może zostać zakwalifikowana jako mająca na celu osiągnięcie „bezpośredniej lub pośredniej korzyści ekonomicznej lub handlowej”. Już nie mówię o takich oczywistościach, jak reklamy na stronie internetowej, ale nawet prowadzenie zwykłego bloga dałoby się podciągnąć pod działalność promocyjną. Wystarczy, aby z bloga wynikało że np. tworzy go właściciel określonego przedsiębiorstwa, lub że znalazł się na nim odnośnik do jakiejś firmy. Powód, dla którego zdecydowano się na tak szerokie określenie „działalności na skalę handlową” jest dla mnie oczywisty – chodziło o wyeliminowanie jakiejkolwiek możliwości zasłaniania się argumentem „ale ja wcale nie prowadziłem działalności na skalę handlową”. Każda niemal czynność prowadząca do uzyskania jakiejkolwiek korzyści materialnej czy niematerialnej, może być w myśl tej definicji przejawem działalności na skalę handlową. Wszak nikt rozsądny nie działa z myślą o swej szkodzie…

Radzę też zwrócić uwagę na ust. 4, bardzo rozszerzający krąg osób mogących odpowiadać za przestępstwo określone w art. 23:

W odniesieniu do przestępstw określonych w niniejszym artykule, których dotyczą przewidziane przez Stronę przepisy dotyczące postępowań karnych i sankcji. Strona ta zapewnia w swoim prawie odpowiedzialność karną za pomocnictwo i podżeganie.

Spotkałem się również ze stanowiskiem, że postanowienia ACTA dotyczące odpowiedzialności karnej nie zmieniają w istotny sposób obecnego stanu rzeczy. Jednak porównując je z obecnymi przepisami, widać dwie istotne różnice. Największa z nich kryje się w art. 26 ACTY, o treści następującej:

Każda Strona przewiduje, w stosownych przypadkach, możliwość wszczynania przez jej właściwe organy z urzędu dochodzeń lub działań prawnych w odniesieniu do przestępstw, o których mowa w art. 23 (Przestępstwa) ust. 1, 2, 3 i 4, dla których Strona przewiduje przepisy dotyczące postępowań karnych i sankcji.

Tym samym, odchodzimy od zasady wprowadzonej przez art. 122 prawa autorskiego, który uzależniał działanie organów ścigania – w większości przypadków – od wniosku pokrzywdzonego. Trudno wręcz wyolbrzymić znaczenie takiej zmiany. Przenosi ona naruszania prawa autorskiego do kategorii przestępstw, co do których państwo widzi szczególną potrzebę ścigania, zakłada że ich społeczna szkodliwość jest na tyle duża, że uzasadnia działanie państwa bez potrzeby zasięgania zdania pokrzywdzonego. Drugą istotną zmianą jest ujednolicenie i uproszczenie opisu czynu zabronionego. W zasadzie sankcjonowane będzie każde „piractwo praw autorskich lub praw pokrewnych na skalę handlową”. Nie będzie (albo przynajmniej, nie będzie konieczne z punktu widzenia ACTY) rozróżnienia na rozpowszechnianie, nabywanie, uzyskiwanie dochodu itd., i związane z nimi zróżnicowanie w zakresie sposobu ścigania, kary itp.

Oczywiście, można zauważyć że wszystkie te różnice dotyczą tylko łamania prawa w związku z działalnością handlową. Jak jednak wyżej wskazałem, działalność ta została w ACTA tak szeroko zdefiniowana, że po prawdzie trudno byłoby znaleźć w sieci jakąś działalność nie będącą handlową w myśl tej umowy.

Jeżeli miałbym w krótkim podsumowaniu wskazać najbardziej kontrowersyjne elementy ACTY, to widzę je przede wszystkim w bezprecedensowym rozbudowaniu środków, służących osobie dochodzącej roszczenia w postępowaniu zabezpieczającym. Przy niewystarczającym zrównoważeniu w prawach osoby przeciwko której środki są stosowane, dają one – potencjalnie – możliwość dochodzenia roszczeń poza właściwym procesem, z pominięciem stanowiska osoby dokonującej rzekomego naruszenia. Podkreślić jednak należy, że postanowienia ACTA – przynajmniej w takim zakresie, w jakim jestem je w stanie ocenić – nie są zaskakujące czy też sprzeczne z trendem, jaki obserwujemy w prawodawstwie polskim już od wielu lat. Przyspieszenie – nawet bardzo znaczne, nawet kosztem ustalenia stanu faktycznego – od lat jest priorytetem w nowelizacjach Kodeksu postępowania cywilnego. ACTA może być sygnałem, że być może poszliśmy trochę zbyt daleko w rezygnacji z „tradycyjnego” procesu; z drugiej jednak strony, to my sami napędzamy ten trend, żądając coraz szybszych postępowań przy jednocześnie coraz większej ilości składanych pozwów. Bez zmiany kultury prawnej, w szczególności zwiększenia roli mediacji, nie widzę szans na odwrócenie tego procesu.


Informacje o tekście porozumienia ACTA zaczerpnięte ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

39 Komentarzy

  1. Darcane said,

    22 stycznia, 2012 @ 12:31 pm

    Bardzo wartościowy artykuł, cieszę się, że tutaj trafiłem. Sam nie dalej jak wczoraj w nocy prowadziłem audycję radiową o ACTA, starając się jednocześnie obalić kilka powodowanych paniką mitów, a jednocześnie uczulić na to, co rzeczywiście w tej umowie jest niepokojące.

    Z moim rozmówcą zwróciliśmy uwagę dodatkowo na specyfikę tego porozumienia. Jako umowa międzynarodowa ACTA jest aktem prawnym, którego ewentualna zmiana lub od którego odstąpienie nastręcza znacznie poważniejsze trudności, niż zmiana dotychczasowej ustawy o prawie autorskim. Prowadzi to co najmniej do ugruntowania obecnego pojmowania prawa autorskiego i jego ochrony cywilnej i karnej. W konsekwencji przyjęcie ACTA uczyni w zasadzie niemożliwym zrealizowanie postulatów postępowych w tej sprawie grup, żądających rekonstrukcji pojęcia majątkowych praw autorskich. A szkoda.

  2. Wikipedysta said,

    22 stycznia, 2012 @ 2:03 pm

    Czy możesz skopiować ten tekst na stronę http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia:ACTA poniżej tekstu napisanego przez Sapera?

    Na pewno przydałby się jako głos merytoryczny w dyskusji.

  3. opi said,

    22 stycznia, 2012 @ 6:08 pm

    Fantastyczny tekst. Dziękuję bardzo w imieniu swoim i innych, kłótliwych, kolegów z Internetu.

  4. Autor Jakub said,

    22 stycznia, 2012 @ 7:35 pm

    Świetny artykuł, przeczytałem dwa razy.
    W ogóle, sam jestem „początkującym pisarzem”, wiem, że to zbyt duże określenie jak na mój poziom, bo tak naprawdę nic nie osiągnąłem jeszcze, ale wiem, że ACTA to wielki cios w plecy dla wolności (i demokracji) na świecie.
    Nawet jeśli ktoś będzie kopiować moje prace i wklejać z komentarzem „hej zobaczcie jakie to (takie i takie)” to dla mnie oznaczałoby, że ktoś docenia(zainteresował się) moją twórczość, i byłbym szczerze dumny z siebie, aniżeli sądzić się, bo ktoś skopiował moją treść… no chyba, że przywłaszczy sobie autorstwo, ale to już inna bajka.

    Wyrażam sprzeciw przeciwko manipulacji i cenzurze globalnej internetu, jako ostatniego wolnego źródła do wolnej przestrzeni na świecie.
    Po prostu hańba.

    Świat schodzi na psy, a my – ludzie ciągniemy go za sobą.

    Pozdrawiam !

  5. lavinka said,

    22 stycznia, 2012 @ 8:06 pm

    Pytanie czym się różni ów dokument od obowiązującego prawa (bo z tego co przeczytałam, niemal niczym, co najwyżej drobnymi sformułowaniami, które w kontekście ewentualnego postępowania karnego nie mają znaczenia, bo owoż leci wg przepisów lokalnych, o czym umowa także wspomina na samym początku).
    Skąd się brały obławy antypirackie na stadionie? Od podejrzeń przecież. Nie sądzę, by piraci sami poinformowali policję, gdzie handlują i w jaki sposób. 🙂
    Ale zauważyłam pewien drobny punkt i nie jestem pewna czy jest uwzględniony w naszym prawie. Otóż strona piracona może się ubiegać o zwrot zysków, które uzyskał pirat w drodze rozpowszechniania produktu piraconego (nie tylko odszkodowanie za ewentualne poniesione szkody wynikłe z działalności pirackiej).
    Może o to idzie w tym cyrku?

    • teukros said,

      22 stycznia, 2012 @ 8:30 pm

      Ja właśnie bardziej te różnice widzę w postępowaniu cywilnym, aniżeli karnym. Zmiany w przepisach karnych są o tyle istotne, że zmieniają politykę państwa wobec przestępstw związanych z naruszeniem prawa autorskiego (co będzie widoczne dopiero w dłuższej perspektywie). Ale ostatecznie jeżeli przyjmujemy że jakiś czyn jest społecznie szkodliwy i karalny, to możliwość ścigania z urzędu da się uzasadnić. Natomiast zachwianie równości stron w postępowaniu cywilnym, poprzez rozbudowane, skuteczne środki tymczasowe i możliwość zobowiązania do przekazania informacji o naruszeniu jest już bardziej problematyczne. W procesie karnym można zawsze liczyć na dokładne zbadanie sprawy przez sąd; w procesie cywilnym jest się raczej zdanym na własne siły (względnie pomoc pełnomocnika). Jeżeli ze strony przeciwnej zostaje chociaż w części zdjęty ciężar procesu, a dodatkowo powstanie obowiązek dostarczania jej istotnych w procesie informacji, powstaje sytuacja nie mająca odpowiednika w obecnym stanie prawnym (może poza postępowaniem w sprawach z zakresu prawa pracy, a i to niewiele).

      Natomiast co do zwrotu uzyskanych korzyści, to odpowiednie uregulowanie już jest. Art. 79 ust. 1 pkt 4 prawa autorskiego wprost daje uprawnionemu prawo do żądania wydania uzyskanych korzyści.

      • lavinka said,

        22 stycznia, 2012 @ 10:07 pm

        No tak, ale bez procesu pokrzywdzony i tak nie dostanie złamanego grosza od pirata. Zresztą nawet po procesie niewiele od niego wydobędzie, bo i skąd? Do więzienia przecież pójdzie płotka handlująca płytami na ulicy, co najwyżej dziupla kopiująca. Góra i tak będzie czysta. W umowie nie jest powiedziane, że nie ma być procesu, tylko że strona może się ubiegać o odszkodowanie i zyski. No to sobie może się ubiegać. Przecież nie napadnie na bank, w którym są aktywa f-my pirackiej. To może tylko władza wykonawcza na wniosek władzy sądowniczej. Więc wszystko po staremu.
        Umowa jest moim zdaniem tylko wypunktowaną listą życzeń.

        • teukros said,

          22 stycznia, 2012 @ 10:19 pm

          Tu przechodzimy do innej kwestii – mianowicie do egzekucji już po zakończeniu procesu (jaki by on nie był). ACTA rzeczywiście niczego specjalnego tu nie proponuje, bo problem jest raczej natury faktycznej („mam wyrok w ręce, co zrobić aby dostać pieniądze?”) aniżeli prawnej. Czy umowa pozostanie listą życzeń, czy też naprawdę coś zmieni (o ile oczywiście wejdzie w Polsce) zależy głównie od sprawności egzekucji (i ogólnie od sprawności wymiaru sprawiedliwości). Choć oczywiście dotyczy to każdej ustawy czy umowy międzynarodowej jaka u nas funkcjonuje.

      • lavinka said,

        22 stycznia, 2012 @ 10:25 pm

        Ano właśnie, czyli doszedłeś do podobnego momentu w rozmyślaniach, choć startowaliśmy z różnych miejsc w założeniach. Wszystko rozbija się o egzekucję, która jak wiemy w Polsze jest marna, a piraci od dawna wiedzą jak się chronić( np. Chomik jest zarejestrowany na Cyprze, torrenty są nie do wyłapania, musieliby sądzić pół Polski czyli kilkanaście milionów, poza tym dzielenie się jest darmowe, co z założenia wyklucza jakikolwiek zysk, piraconemu pozostaje tylko opcja odszkodowania za poniesione ewentualne straty). Polska ma jeszcze dwa inne słabe miejsca. Pierwsze to policja (komputery skanowane pod kątem pirackiego oprogramowania leżą na posterunkach latami, tak długa jest kolejka), która sobie nie radzi z ilością spraw. Druga to sądy i ich terminowość, a raczej brak.
        A zatem teoria teorią, a jak będzie w praktyce to wszyscy wiemy.

  6. wrzask said,

    22 stycznia, 2012 @ 8:06 pm

    A ja bym jeszcze zwrócił uwagę na pkt. 5 i 6 art. 27 – to, o ile potrafię powiedzieć, jest coś zupełnie nowego na tle prawodawstwa europejskiego i przypomina zapisy amerykańskiej DMCA.

    • lavinka said,

      22 stycznia, 2012 @ 10:15 pm

      A co w tym art. wyjątkowego, jeśli wolno spytać? Obchodzenie zabezpieczeń i kasowanie informacji, że produkt podlega ochronie praw autorskich chyba od zawsze zaliczane było do piractwa, bez tego przecież nie daliby rady nic skopiować.

      • wrzask said,

        22 stycznia, 2012 @ 11:51 pm

        To w tym wyjątkowego, że aktualnie w Europie jest to dopuszczalne – i pozwala mi na przykład dowolnie kopiować muzykę na własny użytek, złamać zabezpieczenia DRM książki, którą legalnie kupiłem, żeby przeczytać ją na czytniku, który tychże DRM nie obsługuje i tak dalej. To „piractwo”?

        Zaś DMCA to akt prawny, wedle którego to staje się przestępstwem i ACTA zawiera dość analogiczne wpisy. Ot, kolejny kamyczek do kopczyka pełnej kontroli korporacyjnej nad tym, co można i czego nie można.

      • lavinka said,

        23 stycznia, 2012 @ 12:48 pm

        Przecież łamanie zabezpieczeń na własny użytek firmy piracone od dawna uważały za przestępstwo. Nikt tego nie ściga tylko dlatego, że nikt nikomu większej krzywdy nie robi (czytaj: dopóki nikt na tym nie zarabia). W tym momencie, jeśli pożyczę książkę od znajomego zamiast ją kupić, to też wg Twojej interpretacji jestem piratem. A więc pierwsze co powinni zrobić, to zamknąć wszystkie biblioteki. Wg przeniesienia biblioteki na internet, czym różni się ona od chomika czy torrentów? Niczym. Nonsens? Oczywiście, że tak. Wg umowy łamanie zabezpieczeń jest łamaniem prawa w kontekście darmowego rozpowszechniania np. muzyki vide kasowanie plików muzycznych z jutuby (albo odbicie książki na ksero i sprzedawania tego ksero innym). I tu akurat mają rację. Że to niewygodne dla użytkownika, który woli za coś nie płacić niż płacić to już inna para kaloszy (też byłam wkurzona, gdy last.fm zrobiło się płatne i też uważam pobieranie haraczu za słuchanie muzyki za bzdurę, bo to załatwia promocję mniej znanych twórców, równie dobrze mogliby mi kazać płacić za przeczytanie każdej książki wypożyczonej z biblioteki). tak czy siak łamanie zabezpieczeń zgodne z prawem autorskim nigdy nie było, co najwyżej nie było wyszczególnione tak dokladnie. Kiedyś ludzie dramatyzowali, bo wszyscy mieli pirackiego Windowsa. A teraz wszyscy mają legalnego (albo linuksa), więc ich to w ogóle nie obchodzi. Posiadanie mp3 nie jest karalne, karalne jest co najwyżej przerabianie oryginalnych płyt na mp3 i udostępnianie ich w sieci innym. I to także podchodzi pod niską szkodliwość społeczną (co innego serwis który pośredniczy w tym procederze – chomik na przykład). Takie jest nasze prawo lokalne.
        Umowa tak naprawdę najbardziej uderza w producentów podróbek. Ci siedzą w Chinach i raczej umowy nie podpiszą.

        Tym bardziej w obecnej sytuacji prawnej jestem za popularyzowaniem darmowego oprogramowania na licencjach niekomercyjnych, takoż i muzyki (wielu artystów specjalnie nie zapisuje się do Zaiksu i ma rację). Zamiast płakać nad tym, że ktoś denerwuje się, że ktoś inny czerpie zyski z kopiowania, może lepiej samemu coś napisać i udostępnić w sieci? I zobaczyć jak ktoś zarabia na tym, co Ty udostępniłeś za darmo? I dopiero wtedy się zastanowić, kto ma rację?
        BTW ilu blogerów denerwuje się, gdy ktoś bez pytania na wykopie czy na jakimś innym blogu bez pozwolenia kopiuje ich zdjęcia albo nawet i całe wpisy bez podania źródła. Albo gdy gazeta ukradnie czyjeś zdjęcie z fotoforum, nawet go nie podpisując. Ale samemu kopiować łatwo, nie? Mentalność Kalego zawsze miała krótkie nogi.
        I nie, nie jestem święta w tym temacie. Staram się tylko zrozumieć obie strony. Tam, gdzie chodzi o duże pieniądze, zawsze będzie wojna. Tutaj mały człowiek (czytaj:klient/użytkownik/nabywca) zupełnie się nie liczy.

      • 23 stycznia, 2012 @ 8:54 pm

        Przecież łamanie zabezpieczeń na własny użytek firmy piracone od dawna uważały za przestępstwo.

        Firmy – owszem. Polskie prawodawstwo – zdecydowanie nie.

        W tym momencie, jeśli pożyczę książkę od znajomego zamiast ją kupić, to też wg Twojej interpretacji jestem piratem. A więc pierwsze co powinni zrobić, to zamknąć wszystkie biblioteki.

        Na szczęście nie, bo książki (drukowane) (jak na razie) nie są zabezpieczone DRMami. 🙂 A pożyczając je znajomym nie tworzysz ich kopii.

        Wg przeniesienia biblioteki na internet, czym różni się ona od chomika czy torrentów? Niczym.

        Kopiowaniem bez zgody właściciela autorskich praw majątkowych. Co w myśl Umowy jest przestępstwem.

        Wg umowy łamanie zabezpieczeń jest łamaniem prawa w kontekście darmowego rozpowszechniania np. muzyki vide kasowanie plików muzycznych z jutuby (albo odbicie książki na ksero i sprzedawania tego ksero innym). I tu akurat mają rację.

        Nie, nie tylko w takich przypadkach. Zauważ, że zdelegalizowane zostają wszystkie narzędzia, które są wykorzystywane głównie lub w szczególności do łamania lub obchodzenia „skutecznych zabezpieczeń”…

        tak czy siak łamanie zabezpieczeń zgodne z prawem autorskim nigdy nie było, co najwyżej nie było wyszczególnione tak dokladnie.

        Było, było. Nadal jest. W ramach dozwolonego użytku osobistego. Czyli możesz obejść zabezpieczenie płyty DVD, zrobić kilka jej kopii i rozdać znajomym. Możesz obejść DRM we wspomnianym eBooku. Póki co.

        Posiadanie mp3 nie jest karalne, karalne jest co najwyżej przerabianie oryginalnych płyt na mp3 i udostępnianie ich w sieci innym.

        Przerabianie jest legalne. Udostępnianie publicznie bez zgody właściciela w/w praw – już nie, jak napisałaś. ACTA to zmienia, wprowadzając karalność dla każdego, kto w jakikolwiek sposób uczestniczył w jakimkolwiek aspekcie łamania praw autorskich (dosłownie).

        Umowa tak naprawdę najbardziej uderza w producentów podróbek. Ci siedzą w Chinach i raczej umowy nie podpiszą.

        Ale za to przechwycą całą partię towaru na granicy, a następnie ją zniszczą na koszt producenta (teoretycznie).

        Tym bardziej w obecnej sytuacji prawnej jestem za popularyzowaniem darmowego oprogramowania na licencjach niekomercyjnych, takoż i muzyki (wielu artystów specjalnie nie zapisuje się do Zaiksu i ma rację). Zamiast płakać nad tym, że ktoś denerwuje się, że ktoś inny czerpie zyski z kopiowania, może lepiej samemu coś napisać i udostępnić w sieci? I zobaczyć jak ktoś zarabia na tym, co Ty udostępniłeś za darmo? I dopiero wtedy się zastanowić, kto ma rację?

        Zgadzam się. 🙂

        BTW ilu blogerów denerwuje się, gdy ktoś bez pytania na wykopie czy na jakimś innym blogu bez pozwolenia kopiuje ich zdjęcia albo nawet i całe wpisy bez podania źródła. Albo gdy gazeta ukradnie czyjeś zdjęcie z fotoforum, nawet go nie podpisując. Ale samemu kopiować łatwo, nie?

        To zupełnie inna sytuacja. Czym innym jest ściągnięcie dyskografii ulubionego zespołu w sieci, zasłuchiwanie się w paru piosenkach bez pamięci, a przy najbliższej okazji wyjazd na koncert tejże kapeli, a czym innym jest wzięcie czyjegoś komiksu czy zdjęcia, wycięcie stopki z nickiem autora i wklejenie na Kwejka pod swoim nickiem. W tym drugim wypadku jest to zwykłe okradnięcie kogoś z jego pracy – dosłowne i namacalne przywłaszczenie sobie jego zasług.

      • Zonaimad said,

        25 stycznia, 2012 @ 8:19 pm

        Lavinka popełnia duże nadużycie porównując kopiowanie dzieł z plagiatem – wycięciem podpisu i przedstawienia dzieła jako swoje! To dwa zupełnie inne rodzaje prawa autorskiego i nie wolno ich mieszać ze sobą! Zwracam uwagę na to, że nikt nic nie ma przeciwko osobistym prawom autorskim – a te od majątkowych różnią się tym, co krzesło elektryczne od krzesła! Każdy ma prawo być podpisany pod swoim dziełem i nikt podczas walki z ACTA tego nie neguje. PRAWDZIWE straty artystom przynosi dopiero to, gdy nikt nie ma pojęcia, że są oni autorami danego dzieła. Ma to przełożenie na życie codzienne twórców – mało znani artyści zarabiają nie na płytach (zyski z wydania krążka są głodowe, nawet nie takie jak za jeden koncert), które wydają a na tym, że ludzie chodzą na ich koncerty. A więc skoro nie zyskują na płytach, to nie tracą na łamaniu ich majątkowych praw autorskich, za to tracą na łamaniu praw osobistych – czyli po prostu wtedy, gdy ktoś szkodzi ich promocji, odbierając im potencjalnych fanów, którzy nawet nie będą wiedzieli na czyj koncert iść. 😉

        • lavinka said,

          25 stycznia, 2012 @ 8:39 pm

          Nic napisałam o plagiacie ani słowa, widać mnie źle zrozumiałeś. ACTA nie mówi o nim zbyt dokładnie, jeśli w ogóle. Szczegółowiej opisuje łamanie zabezpieczeń w celu kopiowania. Czyli chodzi o to, że to co prowadzi do nielegalnego kopiowania (czytaj: umożliwia je), też jest nielegalne, co w sumie jest logiczne.

      • wrzask said,

        28 stycznia, 2012 @ 3:53 pm

        Tak. A posiadanie noży prowadzi do morderstw za pomocą tychże noży, również logiczne.

    • 23 stycznia, 2012 @ 4:17 am

      To samo chciałem napisać – nielegalne staje się nie tylko łamanie, ale i obchodzenie zabezpieczeń. Co jest (jak na razie) sprzeczne z obowiązującą w Polsce ustawą o prawach autorskich i pokrewnych, a konkretnie z zasadą dozwolonego użytku. Tak więc robienie tego, do czego mamy prawo staje się przestępstwem.
      A przy odrobinie dobrej woli da się pod ten paragraf pociągnąć nawet wchodzenie na zablokowany serwis wideo bezpośrednio po adresie IP…

      • lavinka said,

        23 stycznia, 2012 @ 12:51 pm

        Oraz pożyczanie książek w bibliotekach bez odprowadzania tantiem dla pisarzy od każdego wypożyczającego. Dokładnie to samo. Czy tylko ja widzę, że histeryzujecie? 🙂

      • 23 stycznia, 2012 @ 8:31 pm

        @lavinka: no nie przesadzajmy. Chociaż akurat pod kątem traktowania książek z biblioteki jako towarów w myśl Umowy jej nie czytałem… 😉

      • Fuzzy Llama said,

        24 stycznia, 2012 @ 9:51 pm

        Generalnie jest to nieprawda, bo stronę dalej ust. 8 tego samego artykułu twierdzi, że strona może przyjąć lub *utrzymać* stosowne wyłączenia stosowania wspomnianych paragrafów. A że po pierwsze podobne ustalenia w prawodawstwie Polskim są obecne, tylko od strony Polskiej zależy, czy zostaną one zmienione. ACTA niczego tutaj nie wnosi.

  7. toread said,

    22 stycznia, 2012 @ 8:10 pm

    Reblogged this on Zniekształcenie poznawcze and commented:
    W końcu o ACTA sensownie. Bez histerii, merytorycznie…

  8. 22 stycznia, 2012 @ 9:57 pm

    A kogo to ja widzę? 🙂

    Witaj Teukrosie 🙂

    BTW: text dobry… zarzucam dalej.

  9. 23 stycznia, 2012 @ 4:23 am

    Do tego jeszcze faktyczne nakładanie na dostawców usług internetowych obowiązku blokowania stron internetowych, co do których zachodzi podejrzenie naruszenia albo pomagania naruszania praw autorskich.
    Oraz delegalizacja programów, które są wykorzystywane głównie do łamania tychże. Czyli na przykład taki uTorrent stanie się nielegalny. I nie będę miał jak szybko ściągnąć Ubuntu czy Eclipse…

  10. 23 stycznia, 2012 @ 7:03 pm

    ja też — wielkie dzięki za ten text: i trochę go w f-booku (bezprawnie ;–) po-reklamowałem…

  11. denis said,

    23 stycznia, 2012 @ 7:22 pm

    Kraje podpisujace ACTA nabeda nowe prawa inwigilacji swoich obywateli wlacznie z odlaczaniem ludzo od internetu i przyjmowania srodkow karnych tylko na podstawie oskarzenia o naruszneie praw autorskich [poprzez np. sciagniecie mp3 z sieci lub umieszczenie linka na stronie do zrodla zewnetrznego!].

    ACTA ma przeniesc odpowiedzialnosc za dzialania uzytkownikow internetu na providerow internetu. Dostawcy internetu beda zmuszeni sledzic WSZYSTKIE dzialania swoich uzytkownikow by w razie potrzeby moc wychwycic te nielegalne i szybko zareagowac.

    • Morg said,

      23 stycznia, 2012 @ 11:14 pm

      No właśnie nie. O tym jest ta notka, której najwyraźniej nie przeczytałeś.

  12. shugohakke said,

    24 stycznia, 2012 @ 8:29 am

    Przydatna wypowiedź, jedyne co mnie uderzyło to:
    „Tego rodzaju nierównowagi stron nie sposób zapobiec – w sytuacji, gdy jedna strona będzie miała obowiązek, a druga uprawnienie dostarczania dowodów, równości stron nie sposób przywrócić.”
    Jeżeli zapobiec to nierównowadze stron (celownik), a jeżeli mimo wszystko nierównowagi stron to nie zapobiec, a zniwelować na przykład.

  13. Radek said,

    24 stycznia, 2012 @ 6:11 pm

    „[..] działania na skalę handlową obejmują przynajmniej działania prowadzone jako działalność handlowa w celu …” Czy to dokładny cytat z umowy? Bo autor w komentarzu pominął przymiotnik „handlowa” co pozwoliło mu stwierdzić, że pod tę definicję podchodzi każda działalność.
    A swoją drogą to jakieś kompletne masło maślane. Ktoś zna adres do angielskiej wersji dokumentu?

    • teukros said,

      24 stycznia, 2012 @ 6:29 pm

      Bardzo ciekawe spostrzeżenie. Dokładnie całe zdanie, z polskiej wersji dokumentu: „Na użytek niniejszej sekcji działania na skalę handlową obejmują przynajmniej działania prowadzone jako działalność handlowa w celu osiągnięcia bezpośredniej lub pośredniej korzyści ekonomicznej lub handlowej.” Tak, dla mnie też to jest masło maślane. Tekst angielski znajduje się również na stronie Ministerstwa, w tym samym pliku pdf co wersja polska. Zdanie w wersji angielskiej brzmi następująco: „For the purposes of this Section, acts carried out on a commercial scale include at least those carried out as commercial activities for direct or indirect economic or commercial advantage”. Czyli wracamy do pytania – co to jest „działalność handlowa” (commercial activiy), która definiuje „działania na skalę handlową”? I warto zauważyć to „przynajmniej” (at least); implikuje, że do „działania na skalę handlową” mogą być zaliczane nie tylko działania w ramach „działalności handlowej” (choć nie muszą, to jak rozumiem jest przypadek, gdzie trzeba będzie patrzeć na przepis wprowadzający).

  14. Hipnotyzer said,

    24 stycznia, 2012 @ 9:59 pm

    Na stronie Interii dostępny jest artykuł, przy którym jest link do polskiej wersji ACTA oraz uzasadnienia wniosku o udzielenie zgody na podpisanie tego traktatu.
    Link do artykułu: http://fakty.interia.pl/polska/news/pelny-tekst-porozumienia-acta,1749959,3
    Link do pliku: http://img.interia.pl/wiadomosci/nimg/0/4/Zobacz_tresc_ACTA_rzadu_5615354.pdf

    Moje pytanie dotyczy tego, że na 12 stronie pdfa, a na czwartej stronie uzasadnienia rozpoczyna się rozdział „3. Skutki zawarcia umowy”. Zarówno z pierwszych dwóch zdań jak i z późniejszych uwag wynika, że „obowiązkowe” zapisy ACTA (proszę mi wybaczyć niedokładne sformułowania, mam na myśli zapisy, które każdy sygnatariusz musi wypełnić) albo są już realizowane w tej samej formie przez polskie prawo, albo wręcz są rozwinięte, szerzej ujęte.
    Dążę do pytania: czy w takim razie ACTA zmienia coś w prawie? A jeżeli zmienia – to czy uzasadnienia wprowadza w błąd?
    Niektóre kontrowersyjne punkty traktatu doczekały się w uzasadnieniu własnych akapitów, w których np. przepis o udostępnianiu danych jest określany jak kontrowersyjny z punktu widzenia prawa unijnego. Dalej mowa jest o tym, że w praktyce prawo w tym zakresie będą regulować wyroki Trybunału Sprawiedliwości.

    Po przeczytaniu uzasadnienia w tym dokumencie uznałem, że podpisanie traktatu jest (dla Polski) tylko i wyłącznie potwierdzeniem już działającego prawa; jednak po lekturze tego artykułu nabrałem wątpliwości.
    Będę bardzo wdzięczny za komentarz w tej sprawie.

    • teukros said,

      25 stycznia, 2012 @ 3:51 pm

      Bardzo dobre pytania, na które nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Powód jest następujący: ACTA to nie zbiór norm do bezpośredniego stosowania, ale wytycznych które następnie w części muszą, a w części mogą zostać implementowane prawem krajowym. Co więcej, to w jaki sposób nawet te „obowiązkowe” zapisy ACTA zostaną zrealizowane jest w znacznej mierze uzależnione od sposobu wprowadzenia. Osobiście sądzę, że taką najbardziej widoczną zmianą jest wprowadzenie możliwości działania z urzędu przez wymiar sprawiedliwości w – jak sądzę – sporej części przypadków naruszenia prawa autorskiego (art. 23, sprawy na tle „handlowym”).

      Co do uzasadnienia – nie powiedziałbym, aby wprowadzało ono w błąd. Trzeba zauważyć, że piszące je osoby mogły mieć wiedzę (czy też zasadnie przewidywać) w jaki sposób i w jakim zakresie zostanie zmienione polskie prawo po zmianach niezbędnych do wprowadzenia postanowień ACTA. Wg ich wiedzy i interpretacji postanowień ACTY na tle polskiego prawa, zmiany mogą tak wyglądać.

      Jeszcze dopowiadając: tak naprawdę o wiele bardziej istotna niż sama ACTA (która wprowadza jedynie ogólne ramy) będzie implementacja jej postanowień na gruncie prawa polskiego. Można będzie je wykonać w bardzo ograniczonym zakresie, ale można i będzie w sposób bardzo zmieniający polskie prawo (wszystkie te „strona może”, „przynajmniej” itp.).

  15. fragless said,

    26 stycznia, 2012 @ 3:00 am

    Cała ta ACTA została wymyślona żeby ujednolicić prawo w zakresie praw autorskich czy tam piractwa w różnych krajach ale całego świata nie ogarnie. Pewnie przyczyni się do zamknięcia kilku serwisów internetowych (i być może kilku ich użytkowników) które a) jawnie łamią prawa autorskie b) jawnie zarabiając na tym spore pieniądze (płaca zus nawet) c) drażnią tym autorów
    Co akurat nie jest takie złe. Na pewno utrudni to sporej rzeszy internautów dostęp do pirackiej treści ale nadal pozostaną osoby które nie będą miały z tym problemów. 15 lat temu każdy kto miał już kompa(ale burżuj :D) znał kogoś kto znał kogoś kto znał kogoś kto wiedział jak ściągnąć każda grę z internetu chociaż nie było torrentów.org ani chomika ani rapidshara, a sam dostęp do netu to był szczyt marzeń I nikt się taką wiedzą nie chwalił bo wszyscy zdawali sobie sprawę z tego że piractwo jest nielegalne i grozi za nie odpowiedzialność karna i płaciło się 10zl za płytkę cd a nie 2,44 za smsa.

    Co do bibliotek to wydaje mi się że wszystkie bibliotekowe książki powinny mieć licencje na wypożyczanie tak jak to było w wypożyczalniach filmów na kasetach VHS czy DVD(oczywiście nie wszystkie wypożyczalnie kupowały licencje do wszystkich filmów) nie raz widziałem notkę na samym początku filmu że jest on na licencji na wypożyczanie bądź tez wyłącznie to użytku domowego. Poza tym pisarz zaczyna zarabiać dopiero jak stanie się sławny, a stanie się sławny dopiero jak sporo ludzi przeczyta jego książki, więc na rękę mu jest żeby ludzie mieli darmowy dostęp do jego dzieł. To samo tyczy się muzyki czy filmów – nikt z was nie poszedłby do kina na Avatara gdyby Camerron nie nakręcił Terminatora, którego oglądała pewnie większość nie płacąc za to, no może niewielu poszło na „niebieskie ludki z ogonami” z sentymentu do reżysera ale to sława osiągnięta długą karierą dała mu środki na nakręcenie i rozreklamowanie takiego filmu. Ówcześni artyści bardzo dobrze zdają sobie z tego sprawę, a władze będą działać dopiero na wniosek pokrzywdzonych właścicieli praw autorskich.

    Nawet jak dostawca internetu odetnie dostęp do pirackiej strony to i tak będzie wiele sposobów na obejście tego, np. coś jak proxy. Jeżeli dostawcy będą podglądać co ściągamy to nie problem użyć szyfrowania, które jest powszechnie stosowane od wielu lat.
    Podsumowując ACTA to nie Kononowicz, całego internetu nie skasują i nie ma co zgrzytać zębami.

  16. lavinka said,

    26 stycznia, 2012 @ 12:53 pm

    Zgadza się. Po cichu w latach 90, bo wtedy piractwo osiągnęły szczyt bezczelności (vide Stadion i Wolumen oraz każdy róg w mieście ze stolikiem). Władze się nawet tym strasznie chwaliły w mediach i nawet były pokazówki z rozjeżdżania płyt walcem (średnio jedna pokazów na śledztwo czyli złapanie większych dziupli, a tych było całkiem sporo). Ale większość protestujących przeciw ACTA była wtedy w przedszkolu i może nie pamiętać. Nie bardzo wiem jak w takich okolicznościach wprowadzenie przepisów antypirackich miałoby być wprowadzone głośniej. Za pomocą syreny? Czy może policja miałaby chodzić po domach co roku i czytać przepisy? 😉

    • krystyna.ch said,

      27 stycznia, 2012 @ 7:38 pm

      @lavinka
      „Nie bardzo wiem jak w takich okolicznościach wprowadzenie przepisów antypirackich miałoby być wprowadzone głośniej. Za pomocą syreny? Czy może policja miałaby chodzić po domach co roku i czytać przepisy?”

      Ale o czym teraz mówisz? O Ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 1994 r.? Owszem, o ile pamiętam, to nikt nie narzekał na sposób jej wprowadzenia i brak jawności. Ale jeśli mówisz o ACTA, to zwróć uwagę, że do ostatnich chwil zarówno negocjacje jak i sama treść umowy były tajne (prawdopodobnie dlatego, że zaklasyfikowano je jako negocjacje handlowe).

      Jeśli wierzyć temu panu, to w Parlamencie Europejskim też nikt się zbytnio nie przejmował przejrzystością prac legislacyjnych:
      https://www.laquadrature.net/wiki/ACTA_rapporteur_denounces_ACTA_mascarade

      I jeśli chodzi o ACTA to nie kasowania internetu obawiam się najbardziej, tylko braku definicji pojęć – ACTA posługuje się bardzo ogólnymi sformułowaniami, które np. amerykańskie koncerny mogą próbować naginać do amerykańskich, nie przystających do europejskich norm prawnych – i zagrożenia dla rynku leków generycznych opisanego tu: http://www.keionline.org/node/1300

      • lavinka said,

        27 stycznia, 2012 @ 10:38 pm

        Jak zapewne wiesz, brak definicji oznacza lukę prawną. A luka prawna to młyn na wodę prawnikow. Już oni wymyślą, jak obronić każdego. Albo jak wymyślić odpowiednią ugodę („handlową”) 🙂

  17. krystyna.ch said,

    28 stycznia, 2012 @ 1:52 pm

    @lavinka
    „Jak zapewne wiesz, brak definicji oznacza lukę prawną. A luka prawna to młyn na wodę prawnikow”

    O, widzisz. Doskonale opisałaś to zagrożenie. Teraz pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie retoryczne: kto ma więcej prawników i lepszych prawników: Pfizer, Bayer, GlaxoSmithKline, Przedsiębiorstwo Pszczelarsko-Farmaceutyczne Apipol czy Polfa Lublin?

    • lavinka said,

      28 stycznia, 2012 @ 4:30 pm

      Więcej prawników z pewnością ma firma fonograficzna i ZAIKS. Czyli umowa międzynarodowa się nie zmienia w tym temacie. Ciekawa jestem, kto odważy protestować pod siedzibą ZAIKSu. 🙂

  18. mistlav said,

    30 stycznia, 2012 @ 7:11 pm

    Bardzo dobre podsumowanie, Teukros!
    Osobiście nie spodziewam się większego wpływu ACTA na internet, a już na pewno nie na naszą społeczność Wikipedii.
    ~Wikipedysta Misiek2